Ostatnie tygodnie przeleciały mi bardzo szybko. Zastanawianie się i analizowanie, czemu poświęcić najwięcej czasu i energii było na tyle pochłaniające, że właściwie zużywało niemal cały wolny czas jaki mi zostawał. Ciągłe przeziębienia w domu i to o dziwo nawet moje (co naprawdę rzadko się zdarzało a w tym roku już 3 raz) niszczyły cały harmonogram dnia i chwile kiedy mogłabym gotować i dzielić się przepisami skurczyły się na tyle, że czasu starczało jedynie na szybkie dania.
Dzisiaj będzie trochę inaczej ale też związane z jedzeniem...ale tak trochę.
Od czasu zabawy dzieci z babcią w sklep, zabawa ta urosła do ragi tej ulubionej. Codziennie rozkładają towar na półkach i obracają karteczkę na „OTWARTE”. Syn wczoraj nawet był dostawcą i przywoził towary siostrze do sklepu.
W sklepie można przecież także sprzedawać pączki. Wizualnie ładniej wychodzą amerykańskie z dziurką.
Nie jestem krawcową i maszynę wyciągam raczej sporadycznie. Nie radzę sobie zdecydowanie z szyciem na okrągło. Pierwszego pączka uszyłam więc ręcznie. Bardzo byłam z niego dumna i dzieciom też spasował. Poprosiły o więcej. I tu moja cierpliwość do ręcznego szycia się wyczerpała i wyciągnęłam maszynę.
Do pączka wykorzystałam:
- Starą koszulkę w brązowym kolorze
- kawałek polaru
- zniszczoną poduszkę z wypełnieniem ekologicznym
- i koraliki (tu najlepiej sprawdzają się płaskie, niestety starczyły tylko na jeden pączek)
Na koszulce narysowałam koło (tylko taśma miała odpowiedni rozmiar) i wycięłam z zapasem około 3mm (syn stwierdził że mniejsze były lepsze, więc następne już wycinałam be zapasu).
Na polarze także odrysowałam koło i wycięłam.
- Spięłam je razem ze sobą szpilkami.
- Narysowałam mniejsze kółko na środku i przeszyłam je na maszynie.
- Następnie wycięłam w środku.
Teraz było już trochę trudniej. Przez tą małą dziurkę przeciągnęłam brązowy materiał.
- Zwinęłam w rulonik razem materiały tak jak na zdjęciu. Znaczyłam na obu tkaninach kreskę, żeby nie przesunąć ich względem siebie podczas szycia. Teraz należ obrócić tkaniny tak by stykały się ze sobą prawymi stronami a rulonik znalazł się w środku. Spięłam szpilką by się nie przesunęły.
- Teraz po kawałeczku zszywałam na maszynie pączka. Trzeba co chwilę wyciągać następny kawałek materiału ze środka i zszywać aż dojdziemy prawie do końca. Zostawiłam około 1,5 cm niezszytego materiału na przewrócenie pączka na prawą stronę.
- Pączka wywrócić na prawą stronę.
- Wypchać go w środku i zaszyć otwór.
- Na pączka szytego ręcznie naszyłam płaskie koraliki i one wyglądają zdecydowanie lepiej, niestety skończyły się. Znalazłam okrągłe a te kojarzyły się dzieciom z tymi złotymi perełkami na tortach więc w sumie też byli zadowoleni.
Na razie pączki powstały trzy, każdy jest inny (no cóż, nie jestem krawcową) czwarty wyszedł by już dużo lepiej ale skończył się „lukier” czyli polar, dzieci też stwierdziły że nie chcę tylu pączków, więc już myślę co następnym razem trafi do sklepu.